Niespodziewany prezent pod choinkę

Miałam duży problem z konstruowaniem listu do Świętego Mikołaja. Nie wiedziałam w sumie co chce, bo wydawało mi się, że wszystko mam. Ale los w swojej zawrotności ofiarował nam to czego zupełnie się nie spodziewaliśmy, a co (wbrew wszystkiemu)  sprawiło nam niesamowitą radość.
W grudniu 2017 r. dowiedzieliśmy się, że znów zostaniemy RODZICAMI!!!

Od bardzo dawna nie sięgałam do moich ciążowych wpisów. Jak większość z Was wie, moja ciąża nie przebiegła dla mniej lajtowo, była przede wszystkim bardzo ciężkim doświadczeniem psychicznym, które bardzo wpłynęło na moją osobowość. Ale teraz po 5 latach, kiedy uporałam się z demonami przeszłości z niezwykłą przyjemnością sięgam do tych wspomnień,które de facto są żywe tylko w MB komputera, bo w mojej pamięci są już bardzo rozmazane.
Dlatego pomyślałam, że warto i tym razem zapisać co nie co o niespodziance jaką ofiarował nam los.
Ale może od początku. 🙂

GRUDZIEŃ 2017
Cały grudzień nie byłam sobą. Mimo regularnych ćwiczeń ciągle czułą się ciężka jakbym połknęła ołów, a wzdęta jakbym nie oddawała ani mililitra wody z organizmu. Początkowo zwaliłam to na problem z tarczycą, który ni z gruszki ni z pietruszki nagle się u mnie pojawił. Pracy było dużo, byłam notorycznie zmęczona i zasypiałam o 20-21. Co nie było dla mnie typowe, przecież od kilku miesięcy o 22 ćwiczyłam z Chodakowską, a tu nagle poziom energii spadł do – 100.
Nie wiem co mnie tknęło, aby zrobić test. Szczerze,  robiąc go miałam poczucie „wydanych niepotrzebnie 20 zł”. Zrobiłam oczywiście nie wtedy kiedy się powinno, bo wieczorem i poszłam bawić się z córką, no i o nim zapomniałam. Byłam taka pewna wyniku, że nawet przez nanosekundę nie przeszło mi przez myśl, co mnie, nas czeka. Kiedy kładąc się do łóżka przypomniałam sobie o nim…hehe no to śmieszna sytuacja. Kiedy wzięłam test do ręki i zobaczyłam wynik nieomal spadłam z łóżka,patrzyłam się na niego przez dłuższą chwilę, zupełnie jakby kazano mi odczytać skomplikowane działanie matematyczne a nie II kreski. Choć wykonałam w życiu już kilka testów z miną kretynki rzuciłam się na instrukcje celem sprawdzenia co te II kreski znaczą.
Byłam delikatnie mówiąc w szoku.
I odmiennie niż było z córą nie wybuchło we mnie tyle emocji,tzn. wybuchło we mnie milion emocji, ale to było trochę inne. Bardziej (o dziwo) spokojne. Na tyle spokojne, że przez najbliższe tygodnie nic nie powiedziałam mojemu mężowi . Tak naprawdę to wcale mu nie powiedziałam, że jestem w ciąży.
Teraz  trudno wyjaśnić co mną w tym wszystkim kierowało. Może sama musiałam tą informację przetrawić. Może się bałam, bo doskonale wiedziałam jakie jest jego stanowisko odnośnie dzieci. Nie wiem sama.
Nie mogłam oczywiście trzymać tego w sekrecie w nieskończoność. Po pierwsze „naga prawda” tak czy siak wyszłaby kiedyś na jaw, a brak tali byłby nawet dla faceta dość jasną podpowiedzią (nie wspomnę o piersiach). A po drugie zaledwie po kilku dniach od zrobienia testu zaczęły mnie męczyć mdłości i wymioty. Co jak co, tego nie da się przed mężem łatwo ukryć, bo codzienne przytulanie się do muszli klozetowej nie da się zwalić nawet na karby zatrucia.
Ale tu znów los zadecydował za mnie.Nagle pięknego, zimowego dnia mego męża naszło na GENERALNE sprzątanie. Super, ale w życiu nie spodziewałabym się, że to generalne sprzątanie obejmie miejsce, w którym schowałam test. I tak niczego nieświadoma wracam do domu, aby otworzył mi drzwi od ucha do ucha uśmiechnięty mąż. Kolacja na mnie czekała, a on co chwilę dopytywał się jak się czuję, co tam u mnie, czy coś nowego. Nie to, że na co dzień mnie ignoruje, no ale bądźmy szczerzy w małżeństwie z TAKIM stażem pewien poziom lukry zaczyna cuchnąć podstępem.
Co było cudowne, nie było słów. Tylko spojrzenia i wszystko stało się jasne. A potem była radość, śmiech i całowanie. Byłam totalnie zaskoczona jego reakcją, on przyznał zresztą sam, że zupełnie nie spodziewał się po sobie takiego zachowania. To była naprawdę piękna chwila. Podobnie jak za pierwszym razem zachowam ją na zawsze w sercu ❤

CIĄŻĄ
Nie śmiem narzekać. Naprawdę, nie czuję się uprawniona do narzekania. Po doświadczeniach z Młodą, to co doświadczyłam tym razem to pikuś. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że trafiłam do cudnego grona kobiet, które ciążę odczuwają wyłącznie przez rosnący brzuch. Oj nie daleko mi do tego grona. Były mdłości (całodobowe), były wymioty (nie wiem jakim cudem ludzie w pracy nie skumali, że pół dnia spędzam w toalecie i wymiotuje). Była (i w sumie nadal jest) niesamowita senność. Święta Bożego Narodzenia i karnawał przespałam. Podobnie jak za pierwszym razem schudłam. Również odczuwam ciągnięcia i kłucia w brzuchu. Ale szczerze przy doświadczeniach z pierwszej ciąży, przy tych wszystkich komplikacjach, przy wyniszczającym  hyperemesis gravidarum, po którym myślałam, że naprawdę umrę z wycieńczenia.
Naprawdę nie śmiem narzekać.
Doświadczyłam NORMALNYCH objawów I trymestru  i za to będę dziękować Bogu w każdej modlitwie.

SIOSTRA
No tu mieliśmy ćwieka. Młoda pytana czy chce mieć rodzeństwo zawsze odpowiadała stanowczo „NIE”. Przez długi czas nie wiedzieliśmy jak jej to powiedzieć. Czekaliśmy dość długo, bo dopiero na dzień przed USG genetycznym, w przypadkowej rozmowie powiedzieliśmy jej że mama w brzuszku ma dzidzię. Początkowo była zła, nie chciała dzidzi. Choć na samo badanie bardzo się cieszyła i iść chciała (na badaniu się popłakała ze strachu, wydaje mi się, że spodziewała się zobaczyć dzidzię a nie jakiś czarno-szaro-biały mazaj). Ale z czasem zauważyliśmy, iż coraz chętniej do tematu podchodzi. Nie wymuszaliśmy go na niej. Nie poruszaliśmy z własnej inicjatywy. A ona sama zaczęła podchodzić do brzuszka i mówić o dzidzi. Jej ulubionym wieczornym rytuałem jest smarowanie domku dzidzi. I choć mam wrażenie, że nie do końca rozumie z czym ten rosnący brzuch się wiążę, to mam nadzieję, że uda nam zachować się na tyle odpowiedzialnie, że ułatwimy jej przejście przez tą wielką zmianę jaka szykuje się u nas latem.

Tak więc tak, taki prezent zafundował nam Mikołaj 😉 a my z radością otworzymy go latem. Życie bywa przewrotne, ale wychodzę z założenia, że nic nie dzieje się bez przyczyny.  Jesteśmy szczęśliwi, że taką historię nam zapisano.
Ja w duchu tylko modlę się, aby dane było mi doświadczyć zwykłej, nudnej ciąży bez hospitalizacji, leków, zastrzyków i wszystkich innych komplikacji. Trzymajcie za nas kciuki.

I TRYMESTR OBJAWY:
BIODRA: nie mam pojęcia, ale ponoć wyraźnie schudłam
TALIA:  nadal jest 🙂
WAGA: 60 kg (w sumie 3 kg na minusie)
OBJAWY: zatrzymanie wody, mdłości, mdłości, mdłości, wymioty, senność, bóle głowy, zmęczenie, ciągnięcie brzuch
ODZIEŻ CIĄŻOWA: jeasny ciążowe (tu było dla mnie zaskoczenie, bo pod koniec 12 tygodnia nie było opcji, abym zapięła się w moje spodnie O.o)
ROZSTĘPY: póki co nic nie zgłaszam
ZACHCIANKI:  przez pierwszych 12 tygodni nie chciało mi się NIC, ani jeść ani pić, najchętniej chciałabym aby świat pozostawił mnie w wegetacji, a potem TRUSKAWKI.
CZEGOŚ BRAK: możliwości odpoczynku
PŁEĆ: nie mam pojęcia
RUCHY:  nie
SPRAWIA RADOŚĆ
: sen
NAJLEPSZA CHWILA I TRYMESTRU:  USG 😛 i pierwszy buziak Młodej w brzuch ❤

MISAKO

28 myśli w temacie “Niespodziewany prezent pod choinkę

Dodaj komentarz